|
Narodowe Archiwum Cyfrowe |
Zawsze zastanawiałam się jak kobiety radziły sobie w trakcie wojny. Jak wtedy wyglądała moda na ulicach okupowanej Warszawy. Oglądając polskie seriale typu Wojenne Dziewczyny czy Czas Honoru trochę za pięknie to mi wszystko wyglądało. Udało mi się znaleźć ciekawą książkę „Moda Kobieca w Okupowanej Polsce” , która rozwiała trochę moje wątpliwości i ukazała że duch pięknych i eleganckich polek nie został złamany przez bezwzględnego okupanta.
Joanna Mruk, autorka wyżej wspomnianej książki najpierw proponuje zapoznać się z modą kobiecą przedwojenną aby potem zrozumieć wygląd kobiet w czasie okupacji.
W TAKIM RAZIE JAK WYGLĄDAŁA PRZEDWOJENNA POLKA?
|
Narodowe Archiwum Cyfrowe. Moda międzywojenna. |
Pod koniec lat 30-tych kobieca sylwetka zaczyna ulegać zmianom. Spódnice i sukienki ulegają skróceniu i nosi się je teraz tuż za kolano. Model kloszowy wchodzi do łask, do tego podkreślona talia paskiem i uwydatnione ramiona w formie bufek, rękawki zdobione falbankami, peleryny i szerokie kołnierze. Taki model sylwetki utrzymywał się aż do 1947 roku. Co ciekawe nawet wtedy kobiety posiadały coś takiego jak wzór garderoby, teraz nazywana przez nas kapsułową. Podręcznik „Sztuka Ubierania się” zamieścił taki spis aby każda kobieta wiedziała jak powinna wyglądać ich szafa.
Garderoba Kapsułowa u przedwojennej Polki
• Bielizna, gorset, szlafrok, suknia domowa/domowy fartuch
• Suknia sportowa/spacerowa: Letnia/zimowa
• Suknia odświętna/wizytowa:Letnia/zimowa
• Suknia wieczorowa/balowa
• Płaszcz: Letni/zimowy
• Bluzka
• Kostium, czyli komplet spódnica z marynarką
• Strój sportowy na który składały się: kąpielowy, tenisowy, narciarski, łyżwiarski, do jazdy konnej.
Kobiety w zależności od zamożności zaopatrywały się w Domach Mody, pracowniach krawieckich, bądź szyły same często korzystając z gotowych wykrojów zamieszczanych w czasopismach kobiecych. Najbardziej znany dom mody nazywał się Bogusław Herse ale został zamknięty w 1936 roku i jego miejsce zajął Dom Modelowy Boguchwał Myszkorowski gdzie najpiękniejsze jego kreacje można było oglądać w przedwojennych filmach i balach na które w tamtych czasach uczęszczano. A skoro już wspomniałam o balach to najbardziej popularne w tamtym okresie to Bal Mody organizowany w hotelu Europejskim, przyjęcia dyplomatyczne na Zamku Królewskim, które organizował prezydent Mościcki bądź Józef Beck oraz bale karnawałowe.
|
Narodowe Archiwum Cyfrowe. Polki w późnych latach 30-tych. |
DODATKI
Jedna bardzo ważna zasada modowa, której należało przestrzegać to KAPELUSZ, POŃCZOCHY I RĘKAWICZKI. Bez tych trzech rzeczy nie należało wychodzić na ulicę. Kapelusze co i raz zmieniały swoją formę, kształty czy materiał. Zimą były najczęściej filcowe a latem słomkowe. Bardzo ważnym akcesorium do stroju był pasek podkreślający talię. Czasem z tego samego materiału co sukienka a czasem kontrastujący wykonany ze skóry czy zamszu. Istotne były ozdobne klamry na przykład z masy perłowej, skóry, metalu bądź rogu. Torebki były najczęściej skórzane, nieduże w prostokątnej formie z małym uchwytem.
|
Narodowe Archiwum Cyfrowe |
NO I PRZYSZŁA WOJNA A Z NIĄ UKUPACJA I BRAK WSZYSTKIEGO……..
Można pomyśleć że brak, jedzenia, ogrzewania w zimie i śmierć czyhająca na każdym kroku jest ważniejsza niż jakieś ubrania. Jednak nie do końca…. Dostęp do odzieży czy obuwia praktycznie nie istniał. Nie wspominając o cenach które poszybowały w górę o 200%. Zamożniejsze kobiety dochadzały w ubraniach które miały, sprzedawały również futra czy rzeczy z własnego domostwa żeby mów kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Gorzej się miały kobiety z klasy robotniczej. W Warszawie pozamykano wszystkie domy mody. Powstał za to Studio Mody „Falbanka” której właścicielką byłą Zofia Hebda. Żadna przeciętna polka nie dokonywała tam jednak zakupów. Klientami Falbanki były żony niemieckich oficerów, aktoreczki z rewii, dorobkiewicze wojenni i ci wpisani na listę volksdolc . Prasa służyła tylko niemieckiej propagandzie, więc żadnego kobiecego czy modowego czasopisma nie było. Żeby móc dowiedzieć się co jest modne zostawała prasa gadzinowa. W Kurierze Warszawskim można było znaleźć porady jak przerobić stare ubrania i krótkie felietony o modzie. Funkcjonował również tygodnik ilustrowany „7 Dni” w którym było całkiem sporo wzmianek o modzie. Mimo że namawiano do bojkotowania prasy znajdującej się pod rządami niemieckimi to nie ma co się dziwić kobietom które pragnęły choć na chwilę zmienić temat i zapomnieć o trudach okupacyjnych.
Oswoiwszy się z ponurą okupacyjną rzeczywistością polki zaczęły myśleć i dbać o swój wizerunek zewnętrzny. Była to pewnego rodzaju forma oporu, milczący znak polek, że choćby nie wiem co się działo one zawsze będą kroczyć zadbane i dumne. Właśnie dbanie o urodę i garderobę podtrzymywało kobietę na duchu. Wygląd zaczął się zmieniać i kobiety starały się być dobrze ubrane jak i uczesane czy umalowane. Przytoczę tutaj cytat Hanny Zborowskiej z książki Joanny Mruk:
„Porządna warszawianka kroczyła ulicą dumnie, na żadnego Niemca nawet nie spojrzawszy. Warszawianki ubierały się tak, jak umiały i mogły najładniej. Biedna i skromna to była moda, ale moda! Były to fasony specjalnie nie podyktowane przez Paryż czy Rzym ani żadne domy mody – moda okupacyjna dostosowana do warunków, tłoku w tramwaju, rowerowej rykszy, siarczystego mrozu, ogólnego nastroju i potrzeb.
NO DOBRZE, ALE Z CZEGO SZYĆ UBRANIA, CZYM JE CEROWAĆ I NAPRAWIAĆ?
Jeśli chodzi o tkaniny do których polki były przyzwyczajone, teraz mogły tylko pomarzyć. Wysokogatunkowe materiały nie były możliwe do zakupu, poza oczywiście czarnym rynkiem. Trzeba było się zadowolić materiałami niskogatunkowymi z domieszkami; co ciekawe była to juta, konopie i papier. Dostępne były wiskozy (które w naszych czasach stanowią niemal luksus zaraz za jedwabiem o dziwoto!) W tamtych okresie czy jeszcze przed wojną wiskoza była uznawana za raczej tkaninę mało luksusową. Z wełną było bardzo słabo, albo się korzystało z własnych zasobów albo trzeba było kombinować bądź o niej zapomnieć. A to dlatego, że z wełny szyto niemieckie mundury dla wojska. Marzenie o jedwabnej bluzce mogło się czasem ziścić jeśli na czarnym rynku pojawił się na przykład materiał z niemieckiego spadochronu.
Kobiety szyły, dziergały, haftowały, pruły, przekształcały skrawki z różnych sukienek aby uszyć nową. Pomysłowością trzeba był się wykazać. I polki dawały radę. Przerabiały też męskie ubrania, szczególnie te kobiety, które zostały same. Wtedy właśnie kostiumy zyskały na popularności.
CO BYŁO NAJWIĘKSZYM UBRANOWYM PROBLEMEM I WYZWANIEM? BUTY!!!
Chyba nikt nie wyobraża sobie wyjść z domu bez butów. Oczywiście reperowanie butów i przefarbowywanie stało się normą. Zelówki skórzane zastępowano gumowymi choć i guma z czasem stała się trudnodostępna. Na jaki modowy pomysł wtedy wpadły producenci obuwia? A no „drewniaki”, czyli buty z drewnianą podeszwą. Cena takich butów była niska i nie obejmował ich system kartkowy. Pierwsze drewniane sandaletki „Diana” pojawiły się 1940 roku na słynnym Karcelaku. Koturny weszły trochę w niełaskę, bo żadna kobieta nie chciała dźwigać ich na swoich stopach. Tak więc ozdabiane na wieloraki sposób drewniaki stały się hitem ulicy. Obecnie taka forma obuwia jest u nas dostępna i do tanich nie należy. Mam swoją ukochaną parę ręcznie robionych sandałków szwedzkiej marki Swedish Hasbeens na bambusowej podeszwie. Była to chyba najdroższa para butów w mojej szafie. Niesamowicie wygodne. Wracając jednak do lat okupacyjnych, drugim popularnym rodzajem butów były sandałki robione ze słomy i na sznurkowych podeszwach. Olà nasze obecne espadryle. Kolejnym pomysłem były koturny z korka jednak korek był o wiele bardziej trudny do zdobycia. Zakładano też tenisówki z białymi skarpetkami. Popularny „modowy” but z lat 40-tych wykonany ze skóry na mocnym obcasie, bądź koturnie z dziurką na duży palec z przodu był poza zasięgiem dla polki.
W czasie zimy było jednak najgorzej. Nawet narciarskie buty były przez Niemców rekwirowane dla wojska. Kto by się w takich na ulicy pokazał mógł skończyć w areszcie. Przyszła więc moda na podhalańskie kapce z owczej skóry i wełenki. Jednak nie był to tani zakup, podobnie jak kalosze. Co wtedy robiono? Łatano ile się dało i zakładało na buty tzw. Ochraniacze. Robiono je z resztek materiałów, pończoch czy wełny. Był zakład który robił ochraniacze nawet z wełnianych kapeluszy.
W Warszawie w tym czasie działały dwa zakłady szewski: Kielman i zakład Hiszpańskiego oraz sklep Baty, który jednak kiepsko prosperował z powodu reglamentacji skór.
|
Narodowe Archiwum Cyfrowe |
A CO NA GŁOWĘ PRZYWDZIEJE POLKA?
Kapelusze nie były sprzedawane na kartki więc tzw. Sklepy Modniarskie jakoś funkcjonowały. Jednak nie każda kobieta mogła sobie pozwolić na zakup nowego. Sklepy te oferowały również naprawę, przeróbkę, dobór nowego fasonu. W tak ciężkich warunkach nie było narzucane jaki fason jest modny. Zakładano co się miało. Jednak najczęściej na głowach polek gościł filcowy kapelusik w ciemnych kolorach z wymodelowanym do góry rondem, wstążką i szpilką. Nazywano je potocznie „wazonikami”. Latem noszone kapelusze wykonane ze słomy zwane „canotier”. Często letnie kapelusze ozdabiano kwiatkami.
W tarkcie okupacji często rezygnowano z kapelusza co kiedyś było nie do pomyślenia aby tak wyjść na ulicę. Te kobiety, których nie było stać na kapelusz nosiły praktyczne chusty, często wiązane nad czołem. Popularne stały się też turbany. Zimą modny stał się kaptur .Nie możemy oczywiście zapomnieć o filcowych berecikach a nawet małych tzw. Piuskach – czyli małe, przylegające do głowy, okrągłe czapeczki.
|
Narodowe Archiwum Cyfrowe |
A JA CHCĘ DODATKI….
Typowe dodatki sprzed wojny czyli Kapelusz, rękawiczki, modne trzewiki i dobrana torebka stały się wspomnieniem przeszłości. Teraz damska torebka musiała być przede wszystkim pratyczna. Przewieszona na długim pasku, prostokątna tzw. Konduktorka albo męska teczka. Oprócz tego wiklinowe lub plażowe koszyki z rafii. Często robiono sobie torebki z resztek materiałów – woreczki, bądź sobie je dziergano. Z rękawiczek albo rezygnowano z ciepłe dni, robiono na szydełku, filcu czy co akurat nadawało się na taki dodatek garderoby.
Biżuteria należała do rzadkości bo często była to pierwsza sprzedawana rzecz. Popularna stała się sztuczna biżuteria, broszki bądź naszyjniki z małych sztucznych koralików. Dekorację do ubrania stanowiły też sztuczne kwiatki. Noszono też patriotyczne ozdoby – zysk był przeznaczony na więźniów z Pawiaka. Kolejnym istotnym dodatkiem był pasek.
Pończochy też były towarem trudno dostępnym, kiedyś na ulicę bez pończoch wyjść nie można było. Ciężko je było cerować, więć latem często z nich rezygnowano zakładając białe skarperki. Nadchodziła modowa rewolucja w tym temacie.
ELEGANCKA POLKA TO PRZEDE WSZYTKIM CZYSTA I PACHNĄCA POLKA Z
ŁADNĄ FRYZURĄ.
Nie łatwo było dbać o higienę. Szczególnie zimą. Jednak
wszelakie trudy nie zwalniały Polek z niemycia się nawet jeśli woda zimna. Brak
do podstawowych środków czystości jak mydło czy szampon stanowiły problem
szczególnie jak okupant wprowadził ścisłą reglamentację tego towaru. Na rynku
pojawiały się co i raz nowe higieniczne „wynalazki” W gazetach pojawiały się zamienniki mydła,
kosmetyczne porady na przykład maseczka z glinki zamiast mydła na twarz. W
Warszawie istniał istniały salony
kosmetyczne ale tylko dla tych zamożniejszych klientek. Przed wojną najbardziej
pożądane kosmetyki były te francuskie. Nasza rodzima marka Kamea starała się zaopatrzać
Polki proszek mleczny do skóry. Magister farmacji Paździerski opracował puder „Halina”,
odmładzający krem poziomkowy oraz podkład w kremie Biały Puch.
Te który nie mogły kupić kosmetyków czytały w gazetach
porady z serii „domowe sposoby” – przecieranie twarzy mieszanką wody, miodu i
mleka, albo smarowanie twarzy na noc smalcem. Również papka truskowa bądź
ogórkowa miała służyć za maseczkę. Za antyperspirant służył puder kosmetyczny a
mydła domowej roboty były wszelakie – siarkowe, miodowe, salicylowe. Makijaż
nie był zbyt mile widziany tak samo pomalowane paznokcie. Jednak w latach
40-tych modowym trendem były podkreślone czerwienią usta i delikatny róż na
policzkach. Cień dopasowany do koloru oczu, tusz czarny bądź granat i tylko
górne rzęsy a do tego cienka linia brwi. Które było stać chodziły na manicure i
pedicure. To samo się tyczyło perfum. Niektóre kobiety miały jakiś jeszcze
zachowany zapach sprzed wojny, najczęściej francuski. Firma Kamea starała się też
produkować wody kwiatowe. Ubranie, buty, dodatki, kosmetyki, wszystko było
trudno zdobyć, więc całą uwagę Polki skupiały na tym co miały i nie
potrzebowały kupować – swoje włosy. Fryzury były różnorodne i często misternie
ułożone. Podstawą były loki zaczesywane
i układane różnie – w ruloniki z przodu bądź zwijane na druciku bądź wałku z
tyłu.
Na tym zakończę moją modową podróż przez okupacyjne trudy.
Pamiętam jak moja babcia opowiadała mi
jak jej mama bardzo dbała o to aby jej dzieci były schludne i czyste.
Bycie samotną matką z piątką dzieci do łatwych zadań nie należało. Jednak z
opowieści babci wiem, że Niemcy często
brali babcię za Niemkę. Kiedyś babcia wsiadła do niemieckiego wagonu
tramwajowego. Jakiś Niemiec ją zawołał i posadził sobie na kolanach. Babcia
znała po niemiecku tylko dwa słowa -
Tak i Nie. Szybko Niemiec odkrył,
że babcia to nie Niemka. Jednak wypuścił ją wolno i machnął żeby wyszła z
tramwaju. Do tej pory słyszę jak babcia mówi: „
Miałam niezwykłe szczęście do Niemców….”
Gdyby nie była ślicznym i zadbanym dzieckiem mogłaby takiego
szczęścia nie mieć….
Tekst powstał dzięki książce Joanny Mruk „Moda Kobieca w
Okupowanej Polsce” Polecam Wam poczytać, są zdjęcia i jeszcze wiele fajnych
ciekawostek i historyjek…..
Buziaki,
Jo