O DRODZE DO KOBIECOŚCI, PEWNOŚCI SIEBIE I (SZTUCZNYM) PIĘKNIE. PLUS NIESPODZIANKA
Zdjęcia: MONIKA KACZMARCZYK |
"The beauty in a woman is not in the clothes she wears, the figure that she carries, or the way she combs her hair. The beauty of a woman is seen in her eyes, because that is the doorway to her heart; the place where love resides. True beauty in a woman is reflected in her soul."
Audrey Hepburn
KILKA SŁÓW NA POCZĄTEK…..
Dawno, dawno temu, kiedy byłam małą dziewczynką chciałam zostać piękną królewną. Namiętnie oglądałam bajki Disneya i odgrywałam różne role marząc, że kiedyś będę taka jak moje ukochane bajkowe księżniczki. Później, kiedy byłam nastolatką przyszła pora na seriale z pięknymi aktorkami. Chciałam być tak piękne jak one. No cóż, będąc na granicy pomiędzy światem jeszcze dziecka a stopniowym dojrzewaniem do łatwego okresu nie należały. Szczególnie jak było się otoczoną przez nad wyraz „rozwinięte” i wredne koleżanki a sama wyglądałam wtedy niczym „brzydkie kaczątko”. Tą bajkę przyszło mi odgrywać w życiu przez pewien czas. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak można dokuczać innym dzieciom z powodu wyglądu. Miałam w klasie koleżankę o dość potężnej posturze. Dokuczano jej. Była druga z „patologicznej” rodziny. Dokuczano jej. Nigdy nie mogłam tego zrozumieć. Ja byłam chudziutka i daleko mi było jeszcze do kobiecych kształtów. Jednak ja wcale na to nie czekałam. Cieszyłam się, że jestem dzieckiem. Byłam jedyną w klasie, która w wieku 12-13 lat nie nosiła biustonosza i co? Nie był mi do niczego potrzebny. Uważałam, że tak kobiecy i seksowny „ubiór” mi nie pasuje. Ledwo lalki odstawiłam. Nie byłam na to emocjonalnie gotowa i moje ciało o tym wiedziało. Nie rozumiałam kogo obchodzi co ja noszę pod bluzką. Czy mi dokuczano? Nie, przynajmniej nie bezpośrednio. Coś tam gadały o mnie do siebie, ale ja miałam to w głębokim poważaniu. Najlepszą strategią było ignorowanie takich osób i traktowanie ich jak powietrze. Dla mnie one nie istniały. A najgorsze co można zrobić to pokazać swoją słabość i że ich gadanie w ogóle ma jakieś znaczenie. Moja Duma zawsze miała się wyjątkowo dobrze. Nie mylić z zarozumiałością. Szkoda, że wprost proporcjonalnie do rozwoju ciała nie szła razem dojrzałość życiowa u tych osób. W tym akurat to wyprzedziłam wszystkich w milach. Czekałam tylko jak skończę ósmą klasę i zamknę na zawsze za sobą drzwi. Zakończenie roku to był wtedy najszczęśliwszy długo wyczekiwany dzień w moim życiu. Nigdy więcej nie spotkałam się z „moją klasą”. Choć wiem, że co niektóre szybko zostały mamusiami sporo przed 18 rokiem życia.
POSZUKIWANIE KOBIECOŚCI I SWOJEGO STYLU
Liceum to powoli stawanie się młodziutką kobietą. Pierwsze jasne pasemka na włosach. Pierwszy biustonosz, tusz do rzęs i profesjonalny make up na studniówkę. No i pierwsze szpilki. Kiedy poszłam na studia powoli zaczęło się kobiece przebudzenie. Mama nauczyła mnie makijażu, dalej eksperymentowałam z włosami. W końcu w wieku dwudziestu lat zdecydowałam, że pójdę w stronę ciemniejszego odcienia i tak zostało do dziś.
W wieku dwudziestu dwóch lat dostałam od babci książkę na święta Bożego Narodzenia, która na zawsze ukierunkowała wiele moich późniejszych zainteresowań i patrzenie na kobiece piękno. Książka nosiła tytuł „Oczarowanie” i była to biografia Audrey Hepburn napisana przez Donalda Spoto. Audrey, która nawet w naszych czasach zdominowanych przez sztuczne biusty, napompowane usta i wiele innych „ sztucznych” dodatków, dalej dla wielu kobiet jest inspiracją oraz ikoną stylu i klasy. Audrey, która była szczuplutka, z malutkim biustem a mimo wszystko uznawaną była i jest nadal za bardzo kobiecą i zmysłową. Od tej książki zaczęła się moja podróż w przeszłość. Odkrywałam amerykańską klasykę filmową patrząc na piękne kostiumy i wyjątkowe kobiety. Zaczęłam interesować się modą. Szukałam w sklepach midi spódnic, i cygaretek z wysoką talią. Powoli zaczął się kształtować mój styl. Fundamentem jest klasyka i kobiecość z romantyczną nutą.
Pewnie się zastanowicie czy kiedykolwiek chciałam sobie coś poprawić. Tak, przeszło mi kilka razy przez głowę, żeby może choć trochę powiększyć sobie biust skoro jest mały. Byłam wtedy młodziutka i na szczęście ten pomysł wyparował mi dość szybko. Kiedy pomyślałam. że mam się z własnej, nie przymuszonej woli położyć pod nóż i wetknąć sobie dwie silikonowe piłki w ciało od razu mi ten pomysł wyparował. Bo niby czemu mam to robić? Bo ktoś sobie wymyślił, że dany obwód klatki piersiowej czy bioder będzie definiował czy jestem piękna, kobieca i seksowna??? O nie!!! Nauczyłam się akceptować siebie taką jaką jestem z moim małym biustem, celulitem i rozstępami. Każda z nas je ma i nie ma co patrzeć na wyretuszowane Panie na okładkach. A gdyby mój partner mi powiedział, żebym powiększyła sobie biust lub cokolwiek „poprawiła” to będę bardziej mu się podobać to bym otworzyła mu drzwi i kazała przez nie przejść i nie wracać więcej, dodając żeby powiększył pojemność swojego mózgu bo wieją tam przeciągi. Ja kocham Siebie i swoje ciało takie jakie jest.
SZTUCZNE PIĘKNO. CZY WARTO JEST SIĘ ZMIENIAĆ?
To nie jest tak, że potępiam operacje plastyczne czy medycyne estetyczną. Jeżeli ktoś ewidentnie ma jakiś problem, defekt i czuje się nieszczęśliwy bo urodził się taki a nie inny to oczywiście taka operacja jest nawet wskazana dla komfortu psychicznego. Jednak nigdy nie zrozumiem młodych dziewczyn, które wszystkie na jedną modłę nie mając nawet trzydziestki na karku tak ingeruą w swoje ciało i swoją twarz. Nie wiem czy to media i te żenujące Kardashianki wylansowały modę na taką „sztuczniznę” , że teraz dziewczyny wygladają jak kserokopia zdjęta z tej samej taśmy produkcyjnej. I to widać. Sztuczne poprawki szczególnie na twarzy biją po oczach. Ja jak najdłużej chcę trzymać się z daleka od igły, a jeśli będę już coś kiedyś robić to tylko aby jak najdłużej wyglądać tak jak teraz a nie ingerować w zmianę swojej twarzy. Przeszłam długą drogę samoakceptacji i pracy nad sobą a przede wszystkim nauczyłam się kochać Siebie za to jaka jestem a nie jak wyglądam i czy pasuję akurat współczesnym kanonom „piękna”. Czasem fryzura, makijaż i odpowiedni strój potrafi zdziałać cuda. Kopciuszek wie o tym najlepiej. Chanel mawiała, że nie ma brzydkich kobiet, tylko zaniedbane. Uważam, że lepiej być nieidealnym a wyjątkowym, niż sztucznie pięknym jak cała masa innych rodem z fabryki. A jeśli nie znacie jeszcze Celeste Barber to polecam jej profil. Nawet na poprawę humoru.
O WYJĄTKOWEJ SESJI Z MONIKĄ I PREZENT DLA WAS.
Kochane kobietki, nie ważne czy w swoich oczach jesteście dla Siebie za chude, czy za grube. Za niskie czy za wysokie. Macie małe, czy duże usta, pośladki, biusty, stopy, dłonie czy jaka tam część ciała Wam przyjdzie do głowy. Ważne abyście nauczyły się akceptować to co macie pięknego, wyjątkowego i niepowtarzalnego w sobie. Nie ma takiej drugiej jak Wy przecież. I jeśli macie tylko ochotę to też możecie poczuć się jak modelki i gwiazdy filmowe. A jak nie napisałyście jeszcze listu do Świętego Mikołaja to mam dla Was super pomysł. Zdjęcia, które wybrałam do tego postu zrobiła mi cudowna Monika Kaczmarczyk Fotograf. To była moja pierwsza profesjonalna sesja zdjęciowa. A jak byłam nastolatką to wierzcie mi uciakałam od fotek szybciej niż mój pudel. A tutaj pierwszy raz zaufałam komuś i nie musiałam się martwić czy dobrze wyjdę, czy to dobry profil, czy włos nie odstaje, światło dobre i inne drobiazgi. Mogłam odetchną i zdać się na profesjonalistkę, która nigdy by mi krzywdy nie zrobiła. To było cudowne uczucie a efekt jak widać. Monice udało się wydobyć ze mnie tyle emocji. Serio, rzadko na fotkach śmieję się jak głupi do sera i widać szczerą radość. I to chciałabym zaproponować Wam. Zamiast patrzeć i porównywać się z innymi kobietami na zdjęciach zróbcie sobie swoje. Własne. Profesjonalne. Dajcie się ponieść i pozwólcie fotografowi się poznać. Może będziecie tak zaskoczone jak Ja. Monika to cudowna i ciepła osoba, która kocha fotografować. Przekonajcie się sami co potrafi na jej stronie a ode mnie macie drobny prezent. Na hasło JESTEMPIEKNA macie trzy dodatkowe ujęcia w gratisie jeśli wybierzecie się na sesję do Moniki. Oferta bezterminowa, aktualna cały czas. Mam nadzieję, że oprawicie je w ramki i codziennie powiecie do Siebie „Jestem piękna. Taka jak widać”
Zaczęłam cytatem z Audrey Hepburn to i skończę:
“There is more to feminine charm than just measurements. I don’t need a bedroom to prove my womanliness. I can convey just as much femininity, picking apples off a tree or standing in the rain.”- Audrey Hepburn
Buziaki,
Wasza Jo