W stresie do Stresy
Pora powrócić trochę do wspomnień
z pobytu we Włoszech. Czas tak szybko płynie, że ciągle go mało, aby usiąść i
napisać coś ciekawego. Cofnijmy się więc do końca sierpnia.
Po dwóch dniach pobytu w
Mediolanie postanowiłyśmy wybrać się nad jezioro Maggiore. Zastanawiałyśmy się
tylko co wybrać Stresę czy Verbanię. Sprawdziłam, że obie miejscowości są
ciekawe i warte zobaczenia ze względu na wyspy na jeziorze, na które można
popłynąć i zwiedzić. Poza tym są blisko siebie, wiec stwierdziłyśmy, że jak
starczy czasu może zobaczymy obie. Ta podróżnicza zachłanność dała się nam
jednak we znaki.
Wsiadłyśmy do pociąg na dworcu
Milano Centrale i wyruszyłyśmy w stronę Verbani. Kiedy pociąg zatrzymał się w
Stresie coś mnie tknęło. Patrzę na mapę w telefonie i naszą lokalizację i coś
się nie zgadza. Teoretycznie zaraz powinnyśmy wysiąść ale coś tu nie gra.
Verbania bowiem znajduję się po drugiej stronie jeziora. Nigdy bym nawet nie
przypuściła że Włosi nazwą dwie miejscowości tak samo!!! O co tu chodzi?
Verbania na której my szybko
wysiadłyśmy okazała się jakąś dziurą, gdzie kompletnie niczego nie ma. Ta do
której miałyśmy jechać jest gdzie indziej i żaden pociąg tam nie dojedzie bo
nie ma tam torów! Super. Utknęłyśmy na dziadowskim dworcu, gdzie siedziałyśmy
godzinę czekając na jakikolwiek pociąg powrotny. W ostatnim czasie życie
wytrenowało we mnie cierpliwość, opanowanie i nie przejmowanie się pierdołami i
kłodami jakie los rzuca nam pod nogi. Grzecznie posiedziałyśmy na dworcu bo
nawet nie było gdzie się przejść. Gdy dojechałyśmy do Stresy pogoda zaczęła się
zmieniać. Na niekorzyść. A my nawet parasola nie mamy. Trudno. Nie mam wpływu
na siły natury więc jak mi przyjdzie zmoknąć to nic się nie stanie. Z cukru nie
jestem. Kiedyś się przejmowałam takimi głupotami, teraz biorę życie takie jakie
jest, a to czego nie mogę zmienić, akceptuję.
Doszłyśmy szybko nad samo jezioro
i wykupiłyśmy wycieczki na dwie wyspy. Zastanawiałyśmy się chwilę na które
popłynąć. Ciekawe czy pan, który nam oferował bilety na łódź ma tak jak ja wytrenowaną
cierpliwość do niezdecydowanych turystów? Wybrałyśmy w końcu optymalnie dwie: Pescatori i Bella.
Pescatori była pierwszą do której
dobiła nasza łódka. Ludzi było sporo bo teren ograniczony. Nie tracąc czasu bo
lekko zaczęło mżyć, zaczęłyśmy obchodzić wysepkę. Kolorowe budynki, które
byłyby bardziej kolorowe w słońcu niż w chmurach, były pełne knajpek i sklepów.
W sumie zrobiłyśmy zdjęcia, obeszłyśmy szybko i wróciłyśmy na łódź. Widok z
wyspy na góry był naprawdę fajny nawet w tych zmieniających się ponurych chmurach. Zastanawiałam się jakby to
wszystko wyglądało w promieniach słońca. Druga wyspa Bella zawdzięcza swoją
nazwę od imienia Izabeli, żony hrabiego Karola III, który w 1623 roku zaczął
budować tutaj pałac dla swojej żony. Znajduję się tutaj tarasowy ogród włoski w
którym zamieszkują ponoć białe pawie. Nie kupiłyśmy jednak biletów na zwiedzanie.
Kolejne 10 euro, na miejsce niewiadomo nawet czy warte wydania takich pieniędzy
a ogród jak lunie deszcz i tak byłyby nie do zobaczenia. Skupiłyśmy się
bardziej na fotografowaniu bo za dużo chodzenia tu nie było i podobnie jak na Pescatori były tutaj sklepiki i jakieś knajpki, żeby ludzie mogli zostawić kasę.
My postanowiłyśmy zjeść obiad w
samej Stresie. Wybrałyśmy knajpkę na rynku i to była idealna pora bo jak tylko
siadłyśmy lunął deszcz. Oczywiście zamówiłam kolejny makaron tym razem pene z ragu.
Koperto o dziwo nie było a sam makaron kosztował 6 euro. Hmmm, cena nie za
wysoka, więc i makaron był nie za wysokich lotów, ale pal licho ważne, żeby się
najść i na głowę nie kapie.
Udało nam się nie kupować
parasolki podczas całego dnia zwiedzania, więc mimo słabego początku naszej
podróży, zakończyłyśmy ją całkiem dobrze zwiedzając to co zaplanowałyśmy i
pomimo deszczu wróciłyśmy suche. I czy to nie jest powód, żeby będąc w Stresie
nie mieć stresa?
Buziaki
Jo