Podróżowanie w czasie pandemii stało się nie tylko bardzo
utrudnione, ale jest to ogromne wyzwanie.Sprawdzanie gdzie można pojechać, czym pojechać, czy trzeba robić testy,
czy jest kwarantanna naprawdę zawrotu głowy można by dostać przy planowaniu
czegokolwiek. Ponieważ to lato stanęło mówiąc dosłownie w kraju i co najdalej w
Europie nie pozostało nic innego jak postawić na samochód i niedalekie
kierunki.
Pierwszym takim kierunkiem była nasza sąsiednia Litwa. Dawno
mnie nie było u naszych sąsiadów a kiedyś moi rodzice regularnie odwiedzali
Druskienniki zabierając nas czasem ze sobą.
I właśnie od tej miejscowości zaczęła się nasza podróż. W
Druskiennikach wzięliśmy nocleg na dwa
dni i zaczęliśmy krótkie zwiedzanie znajomych kątów. Jest to miejscowość, która przez lata bardzo
ewoluowała. Mamy tu wiele „sportowych” atrakcji. Dla amatorów wodnych atrakcji
jest Aquapark, rowerki wodne na
jeziorze. Sporty zimowe? Czemu nie. Został tu wybudowany kryty stok narciarski i kolejka linowa która
cię do niego zabierze z samego centrum miasta. Hmmm, a może by się trochę
powspinać? Też znajdzie się park linowy. No nie wspomnę o rowerowych trasach po
lesie. Tak więc można wypocząć również aktywnie.
Nie zapominajmy, że Druskienniki to największe, najnowocześniejsze klimatyczne i
balneologiczne uzdrowisko na Litwie jak i w całej Europie. Mamy tu
źródła mineralne, pokłady borowiny i
liczne sanatoria z centrum balneologicznym.
To dzięki dekretowi króla Polski
Stanisława Augusta Poniatowskiego z 1794 roku miasto otrzymało status
miejscowości leczniczej. Warto też wspomnieć o Józefie Piłsudskim, który odwiedził razem z rodziną Druskienniki w 1924 roku.
Zamieszkali w bardzo skromnym domku gdzie kończył pisać swoją książkę pt: „Rok 1920” Przytrafiła się też Piłsudskiemu
choroba, ale opieka lekarska i uzdrowiskowe właściwości miasta przyczyniły się
do spopularyzowania Druskiennik a sam Piłsudski otrzymał w 1928 roku honorowe
obywatelstwo miasta.My tym razem nie korzystaliśmy z żadnych sanatoriów czy masaży. Zrobiliśmy
sobie objazd i spacer po miasteczku, wjechaliśmy kolejką zobaczyć stok,
odwiedziliśmy muzeum stalinizmu w małej miejscowości Grutas ok. 8km od
Druskiennik i pozjeżdżaliśmy na zjeżdżalniach w Aquaparku. Oczywiście
obowiązkowo chłodnik i cepeliny w restauracji Nad Niemnem, oraz zupa chilli i
pizza w kolejnej popularnej knajpie Sycylia.
Z Druskiennik zrobiliśmy sobie wypad do Wilna. Przyznaję, że
byłam w stolicy Litwy raz za czasów
liceum. Przyjechałyśmy tu z dziewczynami ze szkolnego chóru na festiwal kultury
polonijnej. Trochę lat upłynęło od tego czasu. Wilno to Ostra Brama, od której zaczyna się
zwiedzanie. Nasze przyznaje było bardzo utrudnione tego dnia bo co chwilę padał
deszcz. Tak więc chroniliśmy się w Kościołach gdy zaczynało padać, a że w
Wilnie jest ich 40 to nie było dużego problemu. Najsłynniejszy to Św. Piotra i
Pawła na Antokolu. Ze starówki przenieśliśmy się na nasz piękny polski cmentarz
na Rossie, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tyle pięknych i starych
pomników i to położenie na wzgórzu. Piękny i nostalgiczny.Na koniec wdrapaliśmy
się na basztę Giedymina popatrzeć na panoramę miasta. Z jednej strony widać
Wilno modernistyczne a z drugiej to
starodawne.
Wracając ze stolicy
Litwy zatrzymaliśmy się w Trokach zwiedzić zamek. Pochodzi on z przełomu XIV i
XV wieku, jednak liczne najazdy Krzyżaków mocno zrujnowały zamek i został on w
dość znacznej części zrekonstruowany na początku XX wieku. Jego inicjatorem był
wielki kląże litewski Kiejstut oraz jego syn Witold, który dobudował na wyspie
drugi zamek – warownie w latach 1404- 1408, stanowiący wsparcie dla
pierwszego znajdującego się na półwyspie.Zamek można było zwiedzać ale mój
dziwny lęk wyskości objawiający się w zależności od stromości schodów
uniemożliwił mi wejście na najwyższe piętro. Wstyd Jo. Wróciliśmy do Druskiennik
na ostatni nocleg, żeby na drugi dzień wyruszyć w stronę Kowna.
W drodze do Kowna zaliczyliśmy skansen w Rumszyszkach. Nie sądziłam, że ten skansen jest
taki duży. Na zwiedzanie trzeba sobie trochę czasu zarezerwować, myślę że
spokojnie 3h. Obiekty są porozrzucane w dość sporych odległościach od siebie.
Nie to co nasz skansen w Sierpcu. Osobiście bardzo mi się podobał, szczególnie
rekonstrukcja miasteczka z rynkiem oraz charakterystycznymi budynkami
usługowymi. Razem z moją mamą, bo reszta naszej brygady się rozdzieliła, zaczęłyśmy wchodzić po kolei do wszytkich budynków. I tak zamieniłam się w uczennicę w szkole, a potem w nauczycielkę i zrobiłam mamie krótką lekcję matematyki w czterech językach. Potem weszłyśmy do sklepu Grażyna, gdzie każda kobieta mogła się zaopatrzyć w materiały na piękne sukienki i nie tylko. W oknie wypatrzyłam sukieneczkę vintage dla mnie ale akurat nie było sprzedawcy w sklepie. No co za pech :-)
Nie obyło się też bez apteki, kościoła, poczty a nawet restaturacji. Usiadłyśmy sobie na ławce i zastanawiałyśmy się jak kiedyś żyło się w takim miejscu. Zapewne każdy każdego znał i wszelakie nowinki i plotki szybko krążyły po okolicy. Nie potrzebny internet i pudelek. Życie na pewno było spokojniejsze i monotonne, ale czy nasze życie w obecnych czasach jest lepsze? Pęd, stres, presja. Chyba wszystko w życiu ma swoje wady i zalety. Chciałabym móc wsiąść w taki wehikuł i zoaczyć jak było kiedyś. Obecne czasu nie raz mnie przygnębiają....Jedak jedźmy dalej do Kowna.
Kowno to drugie co do wielkości miasto na Litwie i dawna stolica kraju. Naszym punktem startowym był niewielki zamek, ktory został wzniesiony przez Krzyżaków w 1384 roku. Miał on stanowić dla nich bazę wypadową na Wilno i Troki. Było to również miejsce zborne w czasie najazdu Krzyżackiego na Litwę a w 1396 podpisano tu zawieszenie broni pomiędzy Krzyżakami a księciem Witoldem. W 1408 roku doszło tu do spotkania pomiędzy Ulrichem von Jungingenem, królem Polski Władysławem II Jagiełło oraz będący między nimi rozjemcą Witoldem. Kowno uzyskało w tym roku prawa miejskie.Spod Zamku ruszyliśmy w stronę rynku. Mieści się na nim ratusz i katedra a także sporo knajpek. Przypomina bardzo nasze znajome polskie rynki. Uliczny muzyk przykuł uwagę turystów i spacerowiczów urządzając mini koncert. Zeszliśmy trochę w bok aby zobaczyć Dom Perkuna, czyli gotycką kamienicę kupiecką zbudowaną w XVI wieku. Kamienica została później kupiona przez Jezuitów, którzy urządzili w niej kaplicę. Znacznie później bo w XIX wieku mieściła się tu szkoła i teatr do której uczęszczał Adam Mickiewicz. Od 1928 roku znowu jest własnością jezuitów, mieści się tu internat i Muzeum im. Adama Mickiewicza. Ze Starego Miasta zmierzamy w kierunku Nowego Miasta, którę połączone jest Aleją Wolności - deptakiem z kolorowymi kamienicami i knajpkami. Jako fanka kamienic i starówek byłam bardzo zadowolona.
Nasz ostani punkt na litewskiej trasie to portowe miasto Kłajpeda. I tu niestety aż tak dużo nie opowiem bo trafiliśmy akurat na Dni Morza i centralna część miasta była wyłączona z ruchu. Zaparkowanie graniczyło z cudem a ludzi zjechało się tyle, że zapomniałam że istnieje Covid i jakiekolwiek ograniczenia. Podczas naszej podróży Litwa nie była objęta żadnymi obostrzeniami czy maseczkami. Idąc za tłumem w kierunku morza przeszliśmy przez ichniejszą "starówkę" jeśłi mogę to tak nazwać. Dotarliśmy do placu teatralnego a ja sobie myślę czy są tu jakieś fajne kamienice? Co prawda był jakiś pomnik kobiety gdzie robiono sobie fotki, więc myślę..."Może też musimy, coś ważnego" A była to "nieśmiała Anusia" bohaterka z poetyckiego dzieła Simona Dacha, pieśni ludowej „Ännchen von Tharau”
Im dalej w stronę morza tym więcej ludzi. Trafiliśmy do zagłębia Food trucków i po degustacji jednego dania na "próbę" stwierdziliśmy zgodnie, że obiad to my oczywiście zjemy... ale w sieci Hesburger z daleka od tych tłumów. Nasz plan rejsu po morzu odpadł błyskawicznie i po pysznym zdrowym obiadku pojechalismy kilka kilometrow od Kłapejdy wypocząć na plaży. Miejscowość iście kurortowa, mnóstwo hotelów i pensjonatów. Bardzo zadbana i zielona. Dla odmiany na plaży było pusto i spokój. W końcu.... I tym plażowym akcentem i relaksem kolejnego dnia kończyliśmy nasz pobyt. Polecam, choć Kłajpeda mnie nie urzekła. Jak dla mnie nie jest to "must see". Ale to tylko moja subiektywna opinia.
Do następnego razu....
Buziaki,
Jo.
P.S Nie zapomnijcie o wideo z podróży, tam zobaczycie widoczki . ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz