Bergamo
Bergamo zostawiłyśmy sobie na koniec, ponieważ nasz wylot
był późnym popołudniem. Od razu z lotniska wsiadłyśmy w autobus i wyruszyłyśmy
w naszą ostatnią wycieczkę krajoznawczą.
Bergamo podzielone jest na dwie części Citta Alta i Citta
Bassa. Zabytkowa część w tzw. Górnym Mieście, otoczone jest murami
obronnymi, które wzniesione były w latach 1561-88 przez Republikę Wenecką. O Bergamo
Wenecja toczyła spory ze swoim tradycyjnym wrogiem Mediolanem.
Nie wyobrażam sobie włazić na piechotę do Górnego Miasta,
dlatego na czuja wysiadłyśmy z autobusu jak znalazłyśmy się na górze.
Ruszyłyśmy przed siebie wspinając się jeszcze wyżej. Nasz spacer był raczej
chaotyczny, gdzie nas oczy poniosły tam szłyśmy, a już szczególnie wybierałyśmy
alejki gdzie jest jak najmniej turystów. Udało nam się podczas tego
przypadkowego spaceru zobaczyć bazylikę Matki Bożej Większej z 1137 roku, czy
Palazzo Nuovo mieszczący bibliotekę Angelo Mai.Po 2h szwęndania poszłyśmy
szukać autobusu aby zjechać na dół.
Jedzeniowy Epizod, czyli o Ristorantes Ostatni Raz Jeszcze....
Po dotarciu do Dolnego Miasta, zrobiłyśmy krótką rundę i
zaczęłyśmy rozglądać się za jakąś knajpką. Dużego wyboru nie miałyśmy,
szczególnie, że rozpoczynał się okres sjesty i wiele miejsc było zamknięte.
Chciałyśmy tradycyjnie zjeść kolejny
makaron. Wybrałyśmy to co zostało i siadając zastanawiałam się czy koperto jest
czy nie. W tym wypadku to w sumie nie miało juz znaczenia bo i tak nie miałyśmy
zamiaru się stąd ruszać. Na stolikach białego obrusu nie było, więc nadzieja
była. Siadłyśmy i poprosiłyśmy menu. Karta była krótka, co w sumie jest na plus
i makaron się w niej znajdował w całkiem
rozsądnej cenie. Kiedy już się zdecydowałyśmy widzę, że kroczy kelnerka z
białym obrusem. Myślę sobie "O nieee, a jednak!". Dałam do zrozumienia, że na prawdę ten obrus
mi do szczęścia nie potrzebny. Zabieraj to kobieto myślę sobie. Oczywiście nie
czytała w moich myślach i rozłożyła go starannie przed nami zadowolona ze
swojej pracy. Przychodzi główny kelner z pytaniem czy wybrałyśmy. "Spaghetti al pomodorro "-
odpowiadam. Kolejne pytanie czy chcemy
coś do picia. "No, grazie"
Jeszcze czego, będę płacić 3 euro za wodę jak całą butelkę za euro mam w torebce.
Phii. No way! Kelner uprzedził, że
trzeba trochę poczekać bo robią na świeżo. Jest światełko nadziei, że będzie jednak
znośnie. Za kelnerem przymaszerowała znowu kelnerka niosąc coś do nas, a my przecież nic
więcej nie zamówiłyśmy. No, nie to koperto jest na bank - myślę sobie, kwestia
ile nas skroją. Porca miseria! Jeśli
był choć cień szansy, że zamówię coś do picia to w tym momencie forget! Przyszło
do nas tzw. czekadełko. Wow, powiało luksusem. Co to było do dzisiaj nie wiem,
ale coś kremowego i serowego posypanego pistacjami. Ciekawe i całkiem dobre.
Nasze danie przyszło chwilę później i muszę uczciwie
przyznać, że w końcu zjadłam coś smacznego a tak banalne danie wyglądało i
smakowało wyrafinowanie. W końcu! A zapomniałabym, do makaronu dano nam jeszcze
paluszki chlebowe. Pychota z tym makaronem.
W końcu przyszła pora poprosić o rachunek i zastanawiałyśmy
się z siostrą jaką wyrafinowaną sumę nam przedstawią. Zerkam, potem jeszcze raz
zerkam, potem robię głupią minę. Nie sądziłam, że Włosi na koniec mnie tak
zaskoczą. Nie ma koperto! Tylko 10 euro za jeden makaron. Nic więcej. Nie
wierzyłam i aż z chęcią im napiwek zostawiłam. Polecam to knajpkę zdecydowanie!
A my na deser poszłyśmy sobie jeszcze na lody..... Grazie Italia! Arrivederci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz