Ilha Deserta, Faro
Czasem plany zmieniają się tak jak pogoda. I u nas tak było
tym razem. Rano lekki deszcz, więc miałyśmy połazić po mieście i gdyby co wejść
do jakiegoś muzeum. I już zbliżamy się do drzwi, robimy krok na zewnątrz i
słońce zaczyna świecić prosto na nas. Przejaśniło się szybko i zaczęło grzać. Bez
wahania kolejna zmiana planów, kostiumy do torby, koc, krem do opalania (tym
razem już o nim pamiętamy) i ruszyłyśmy w stronę promu, żeby dostać się na Ilha
Deserta - Bezludną wyspę. Coś idealnego dla mnie bo nie lubię tłumów. Za 10
euro mamy bilet w dwie strony, trochę
ponad 30 minut i jesteśmy na miejscu.
Droga jest bardzo przyjemna bo płyniemy przez Ria Formosa,
więc miło na to zjawisko popatrzeć z promu. A co nas czeka na miejscu? Nic. To
znaczy nic poza cudowną plażą i oceanem. No i pięknymi muszlami, które
oczywiście sobie do torebeczki spakowała, żeby nie było. Nie ma to jak najlepszy
souvenir od natury :-) Nie ma tu żadnych barów, knajp, sklepów jest naprawdę
bezludnie. No poza turystami którzy tu z nami przypłynęli (na szczęście było
ich niewielu) no i tak jednej, ale tylko jednej restauracyjki. Na szczęście nie
psuje swoją obecnością tak bardzo charakteru tego miejsca no i gdyby ktoś
musiał za potrzebą to nie musi się narażać na obnażanie przed przybyłymi
turystami. Bo drzew też tu nie ma. Spokój i cisza nie licząc szumu fal, ale to
przecież cudowny dźwięk. Można było spokojnie poleżeć i się wygrzać.
To miejsce natchnęło
mnie aby nagrać krótką historię. Zainspirowała mnie oczywiście Mała Syrenka Walta Disneya. W bajce syrenka Ariel już na nogach wynurza
się z oceanu i owiją kawałkiem materiału, była to bodajże jakaś koszula, ja
skorzystałam z chustki. Ona w bajce szukała księcia, ja wypatrywałam więc również czy na tej wyspie jakiś nie
zabłądził :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz